niedziela, 24 marca 2013

Pogrzebana Dusza.

     Stało się to, czego obawiałam się najbardziej. Brady nie przeżył operacji, która miała oczyścić jego organizm z narkotyków, żeby chłopak mógł zacząć normalne życie. Lecz nie tylko on umarł. Umarła też Samantha Killan. Z pozoru dziewczyna, która nie przejmuje się niczym, ma wszystko i wszystkich głęboko gdzieś, nagle zaczęła się martwić? Opłakiwać swojego chłopaka, który właśnie zaćpał się na śmierć? To sytuacja bez wyjścia. Błędne koło, w którym utkwiłam. -łam, bo wiem, że jestem tam razem z nią. Przyjaciół się nie porzuca, a gdy dzieje się źle, trzeba być przy tych, którzy tego potrzebują. Wspierać ich, a w przypadku rodziny Killan, pilnować, aby nic sobie nie zrobili. Nathaniel, brat Sam, przeżywa śmierć przyjaciela o wiele mocniej, intensywniej niż jego siostra, lecz nie okazuje tego. Jako dorosły mężczyzna, miejscowy osiłek, nie może przecież okazywać słabości. Mogłaby stracić na tym jego reputacja.
     Do kuchni, w której siedziałam paląc skręta na odstresowanie weszła właśnie moja przyjaciółka. Samantha ubrana była w czarną , krótką i obcisłą sukienkę. Sukienkę, którą podarował jej Brady. Wiedziałam ile wspomnień ma w sobie ta kreacja i nie wyobrażałam sobie bólu po stracie tak bliskiej osoby. Za każdym razem, gdy umysł naprowadzał moje myśli w tym kierunku, przypominałam sobie o śmierci ojca. Jak nikt inny powinnam wiedzieć jakie to uczucie, gdy odchodzi ukochana osoba. Nienawidziłam swojej rodziny. Matka zachowywała się przez ostatni rok jak tania dziwka, za którą zapłacił jej mąż. Mógł robić z nią co chciał; bić, gwałcić, ośmieszać i poniżać. Ona jak kobieta z pokroju lekkich obyczajów, nie sprzeciwiała się temu. Nie miałam do niej za grosz szacunku. Nie obchodziło mnie, że robiła to dla mnie, aby ojciec nie chciał skrzywdzić mnie. Jej słowa, uczucia i to, że sprawiałam jej ból i przykrość spływało po mnie jak po kaczce. Przez pół roku, przeżyłam więcej niż przez szesnaście lat "cukierkowego" życia. Czy chciałabym cofnąć czas? Odpowiedzi są dwie, zależnie od perspektywy z jakiej spojrzymy na sprawę. Tak, ponieważ już trzy lata wstecz poinformowałabym rodziców o krachu na giełdzie i moich obawach o bankructwie. Wtedy nie byłoby durnej przeprowadzki na Brooklyn, nie poznałabym Sam i nie zaczęłabym żyć. To ona pokazała mi, czym jest przyjaźń, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Koleżanki ze szkoły to same puste i zarozumiałe lalunie, którym każdy występek uchodzi na sucho z powodu bogatych rodziców. Teraz uważam, że to niesprawiedliwe, wcześniej zaś wykorzystywałam ten atut na każdym możliwym kroku. Tą nienawiść do ludzi i obojętność mam chyba wrodzoną. Nawet jako małe dziecko zdolna byłam wywyższać się od rówieśników, szpanując markowymi ubraniami i drogimi zabawkami i gadżetami. Ludzie się nie zmieniają. To otoczenia zmienia ich charakter.

     Trzymając Sam pod rękę, pokonywałyśmy długą drogę na pobliski cmentarz. Kilka dni po ogłoszeniu zgonu, Nate z kolegami zajęli się pogrzebem Brady'ego. Samantha wspominała kilka razy, że jego rodzina wyrzekła się opieki nad nim, gdy wpadł w złe towarzystwo i zaczął ćpać. Dlaczego ludzie, zamiast podać pomocną dłoń, wolą odwrócić się plecami od ludzi, którzy staczają się na dno?
- Mogłam założyć inną sukienkę. - powiedziała ledwo słyszalnym głosem moja przyjaciółka.
- Brady na pewno by się ucieszył, że ją założyłaś. Wiesz, że Cię w niej uwielbiał.
Kiwnęła tylko lekko głową. Po dojściu na miejsce, zobaczyłam małą garstkę ludzi. Osobiście myślałam, że na pogrzeb tak znanej na Brooklyn'ie osoby, jak Brady, przyjdzie mnóstwo osób. Ludzie to niewdzięczne hieny, które tylko żerują na nieszczęściu innych. Jeżeli ktoś wpadł w poważne tarapaty związane z policją, zawsze kierował się do Brady'ego , a teraz nawet nie ma dwudziestu osób, które przyszłyby na pogrzeb? Uratował dupę tylu ludziom, pomógł im, gdy wszyscy inni odwrócili się od nich.
     W myślach układały mi się monologi, których ksiądz może użyć, aby chłopaka opisać. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych dilerów w Nowym Jorku? Chłopiec, raczej mężczyzna, którego rodzice wyrzucili z domu, bo jego życie straciło sens po kilku działkach heroiny. Jedna z niewielu osób, która była w stanie wchłonąć tak dużą dawkę narkotyku. Kapłan zapewne nie powie o nim ni krztyny prawdy. Skłamie. Kłamstwo na ogół lepiej wygląda niż życiorys ćpuna spod mostu.

Ceremonia trwała krótko. Ksiądz fenomenalnie wykonał postawione przed nim zadanie. Opisał Brady'ego z kilku perspektyw : rodzinnej, miłosnej, ale również tej popularnej perspektywy Brady'ego. Dobór słów sprawiły, że podczas kazania siedziałam w ławce jak zaczarowana. Nigdy nie słyszałam niczego piękniejszego.. Charakterystyka Brady'ego, jakby przeszywała mnie od środka, sprawiała, że chciałabym poznać chłopaka lepiej, mocniej. Nie byłam jedyną osobą, która zaniemówiła podczas przemowy.
- To było piękne, nieprawdaż? - wyszeptała w moje ucho Samantha.
Jej głos przepełniony był bólem i niesamowitym, niewyobrażalnym cierpieniem. Wiedziałam, że płakała. Spojrzałam na jej twarz i zobaczyłam zatopioną w smutku osiemnastoletnią dziewczynę. Oczy zaczerwienione, z których rzewnie spływały słone łzy. Makijaż cały już się rozmazał, więc wyciągnęłam z torebki paczkę chusteczek i dyskretnie zaczęłam wycierać twarz przyjaciółki.
     Uroczystość zakończyła się zamknięciem trumny, wyjściem gości z kaplicy i powolnym marszem za karawanem. Ciężko było prowadzić mi, ledwo idącą Samanthę, ze względu na piaskową drogę i moje czarne, wysokie szpilki. Po kilku minutach, które ciągnęły się w nieskończoność doszliśmy do miejsca, w którym ma być pochowany Brady Wilson. W momencie, w którym zobaczyłam płytę nagrobka zorientowałam się, że nie znałam nawet jego nazwiska. Wiedziałam o nim tyle, co nic. Nie byłam nawet w stanie konkretnie określić jego wieku.
      Chwila, w której trumna została opuszczona w wykopany wcześniej dół, okazała się być okropnym przeżyciem dla Sam. Głośno zaszlochała, gdy ciało jej ukochanego osuwało się w ziemi, zaczęła przeraźliwie krzyczeć.
- On nie umarł! Nie możecie pochować kogoś, kto żyje, do jasnej cholery! Posłuchajcie mnie wszyscy!!!!
Jednak nikt nie zwracał na nią uwagi. Nate podszedł do siostry i przytulił ją mocno, zasłaniając jej jednocześnie usta. Kilkanaście osób, które stało naokoło nagrobka było mi całkowicie nieznajomych. Nie znałam ich tożsamości, nie wiedziałam, czy to jego przyjaciele czy wrogowie.
     Po zasypaniu trumny, ksiądz wraz z towarzyszami odeszli, kiwając głową w pokoju. Samantha uklękła na świeżo usypanym grobie i położyła bukiet białych róż. Bradley Wilson, żył lat 26. 

     Wychodząc z gabinetu dyrektorki, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Pan Othon naprawdę powinien już przejść na emeryturę, a nie zajmować się dręczeniem młodzieży. Na dywaniku pani Hamilton, która jest w szkole dyrektorką od niespełna dwóch lat, ląduje co kilka dni.
- Niemożliwe. Charlotte Brown się śmieje. - zza moich pleców doszedł mnie męski głos.
Odwróciłam się na pięcie i znowu GO zobaczyłam. Stał ubrany w jedną ze swoich koszul, parę czarnych rurek i trampki.
- Za ten pedałkowaty wyraz twarzy Cię tu wezwali? - starałam się być dla niego chamska, nie okazywać uczuć za wszelką cenę.
- Kazano mi poskromić złośnicę. - on też był dobrym aktorem. Cholera!
- W jaki sposób masz zamiar to zrobić? - spytałam podchodząc do chłopaka na bliską odległość.
Podczas pracy w Ruby nauczyłam się jak szybko i łatwo poderwać chłopaka. Bycie chamską to pierwsze sceny tego filmu, potem zaczyna się flirt i kuszące gesty, a na koniec zostawiam same przyjemności.
- Nie ze mną te numery, maleńka. - złapał mnie stanowczym ruchem za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
- Gdzie mnie prowadzisz?! Puść mnie w tej chwili!
Ku mojemu zdziwieniu chłopak poluźnił uścisk i byłam wolna. Jeżeli i tak muszę pomóc zakilmatyzować się temu bogatemu dupkowi zrobię to. Ale na własnych zasadach. Pchnęłam ciężkie drzwi wejściowe i wyszłam przed ogromny budynek.
- Nie nadążasz? - zawołałam niemiłym głosem, nawet nie racząc się odwrócić.
Podbiegł do mnie i dorównał mi kroku. Nie wiedziałam co począć, gdzie go zaprowadzić. W końcu na Manhattan'ie nie mieszkam od dwóch lat, nie wiem gdzie teraz chodzą nastolatki na wagarach.
- Gdzie idziemy? - dopytywał co chwilę, z każdym pytaniem tracąc nadzieję na moją odpowiedź.
Zniecierpliwiona jego ciągłym marudzeniem, zatrzymałam się i machnięciem ręki zatrzymałam taksówkę.
- Ruby. Na Brooklyn'ie.
Kierowca kiwnął głową i ruszył w stronę mostu, który tak podzielił społeczność Nowego Jorku.
- Jesteśmy na miejscu. - poinformował nas kierowca, po dwudziestu minutach drogi.
- Mam nadzieję, że masz w portfelu trochę drobnych. - uśmiechnęłam się po czym wysiadłam z charakterystycznego dla Nowego Jorku żółtego samochodu.
Poczekałam aż chłopak zapłaci i poprowadziłam go prostu do baru. W drzwiach uderzył we mnie specyficzny odór tego miejsca. Dym papierosowy połączony z tanimi drinkami nie dawał dobrego połączenia. Jednak uwielbiałam to miejsce. Uśmiechnęłam się do swojego towarzysza, który uważnie rozglądał się po wnętrzu i kiwnęłam na krzesła brzy barze, abyśmy usiedli.
- Charlie! - niski, męski krzyk zwrócił uwagę wszystkich na mnie.
Wstałam z wysokiego krzesła i zostałam zmiażdżona w niedźwiedzim uścisku przez Thomasa Johnsona - właściciela Ruby.
- Thomas, to jest Chris mój kolega ze szkoły, Chris to Thomas Johnson, właściciel tego miejsca.
- Bardzo miło mi pana poznać, panie Johnson. Jestem wniebowzięty, że Charlie przyprowadziła mnie w to miejsce. Tutaj jest cudownie. Panuje tu taki niespotykany klimat. - wypowiedział Chris z uśmiechem, oraz naciskiem na zdrobnienie mojego imienia.
W normalnej sytuacji, wydarłabym się na niego, rzuciła do pobicia, ale teraz nie mogłam. W oczach Thomasa, pojawiły się łzy, szeroki uśmiech wstąpił na usta. Nie mogłam zepsuć chwili, w której ważna dla mnie osoba jest szczęśliwa.
- Siadajcie sobie. - wskazał dłonią na krzesła, a sam obszedł bar i nalał nam do szklanek piwa. - Niestety, mój chłopcze, nie na długo.
- Jak to? Chcesz zamknąć ten bar?
- Przestań. Nie widzisz, że to całe jego życie? - wtrąciłam z wyrzutem patrząc na Chris'a.
- Nie unoś się Charlotte. Nie mam już tyle ikry co kiedyś, nie potrafię utrzymać tego miejsca. Charlie mówi, ze potrzebna jest tu reklama po drugiej stronie mostu, lecz mnie na nią nie stać. Bank, komornicy.. Wszyscy żądają ode mnie zapłaty za rachunki sprzed czterech miesięcy. Nie mam takich pieniędzy, więc jedynym wyjściem jest sprzedaż lokum. - twarz Thomasa przybrała stały, kamienny, niezmienny od kilku tygodni wyraz.
- Może mógłbym pomóc! - Warren ożywił się. - Niedawno przeprowadziłem się do NY z rodziną. Mieszkam na Manhattanie i z wielką chęcią zorganizowałbym akcję rozpowszechnienia tego miejsca!
- Jesteś miłym chłopcem, dziękuję za okazaną łaskę, jednak nie mogę jej przyjąć.
- Dlaczego?
- Reklamą zajmuje się Charlie. - właściciel uśmiechnął się do mnie zza baru. - Nie mogę jej odebrać tej przyjemności.
- W takim razie, ona to zorganizuje, a ja będę anonimowym sponsorem.

- Dlaczego to robisz? - zapytałam siedząc z nim na murku, pod mostem.
Właściwie nie wiem dlaczego go tutaj przyprowadziłam. To moje miejsce i zwykłam przychodzić tutaj sama.
- Co? - udawał, że nie wie o co chodzi.
- Pomagasz Thomas'owi. Chcesz sfinansować całą tą reklamę.
- Lubię pomagać. - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie zauważyłeś jeszcze, że nie kupuję tych Twoich bajeczek?
- Nie zauważyłaś jeszcze, że robię to dla Ciebie?


Witam wszystkich ponownie. Nie wiem co myśleć o tym rozdziale. Starałam się skupić na nim maksymalnie, aby uchwycić wszystkie detale jakie chciałam. Celowo skończyłam w tym miejscu, aby móc Was zaciekawić, ale również, aby przemyśleć dalszy ciąg, nie dodawać go ot tak.
Pozdrawiam ! :)

6 komentarzy:

  1. Oho, to nieźle!

    Przykro, ze względu na to, co musiała przejść w swoim rodzinnym domu. Kłótnie, przemoc, agresja. To zdecydowanie pomogło jej w dojściu do uzależnień i nienawiści, która czasem się ujawnia. Wydaje mi się, że zachowuje się tak, bo stara się ukryć to co czuje. Chce zamaskować całe to zło, które ją spotkało. Nie wychodzi jej to na dobre. Może pogrążyć się już tak bezpowrotnie.

    Szkoda mi też Sam. Straciła kogoś, kogo bardzo kochała.Jej wybuch na pogrzebie nie jest w żaden sposób dziwny. Na początku jakoś się trzymała, ale później... wiadomo, nie zawsze można wytrzymać. Rozumiem ją i bardzo jej współczuję. Ale na przykładzie jej chłopaka, mogły - obie - przecież zobaczyć, do czego prowadza narkotyki. Oby to do nich dotarło zawczasu, bo mogą obie podobnie skończyć.

    A mnie tam się podoba, w jakim miejscu przerwałaś. Pokazuje tajemnicę i wprowadza taką, hm. Można to nazwać chęcią dalszego czytania. Trzymaj tak dalej!

    Pozdrawiam. ;)
    http://i-can-see-it-in-your-smile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystko, a jak : ).
    Podoba mi się zamysł, piszesz też całkiem interesująco, chociaż trochę zbyt szybko rozwijasz akcję i skaczesz od wydarzenia do wydarzenia, ale to tylko moje zdanie.
    Niewątpliwie nietuzinkiwa historia. Strasznie podoba mi się imię głównej bohaterki i zapis niektórych jej wewnętrzych przemyśleń. Radziłabym wszystko przeredagować, bo może wyjść naprawdę dobre opowiadanie, a błędy skutecznie przeszkadzają.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, muszę powiedzieć, że piszesz ciekawie i bardzo mi się podoba ta historia jest przede wszystkim oryginalna. Na pewno będę wpadać częściej.
    Jak chcesz to zapraszam do mnie.
    http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie przeczytałam całość. Zabierałam się do tego kilka razy ale jakoś nie wychodziło. Ale w końcu się zawzięłam, przeczytałam i cieszę się z tego. Opowiadanie jest genialne. No , okej czytałam już tematykę o bogatej dziewczynie staczającej się na dno. Zwykle jednak szybko sobie odpuszczałam. Tym razem jest inaczej. Historia mnie wciągnęła i wczułam się w to opowiadanie. Czekam na kolejny rozdział, bo ten jest genialny.
    A tak poza tym na maybe-it-through-your-heart.blogspot.com pojawił się nowy rozdział ;D xx

    OdpowiedzUsuń
  5. To zabawne. Pachnie mi tu małym paradoksem. Chris, zdaje się, jest odpowiednikiem dawnej, poukładanej Charlie. W dodatku wolnym od trosk i szastającym pieniędzmi na prawo i lewo. Ostatni akapit tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jego dobra wola i zaoferowana pomoc nie są wcale takie bezinteresowne. Nie kupuję tego. Jednakże, Sam i Nate też nie są (moim zdaniem) odpowiednim towarzystwem dla naszej bohaterki. Wiem, wiem, trudno mi dogodzić ;) Ale... być może zmienię jeszcze zdanie na temat wspominanej dwójki, tudzież naszego młodocianego dobroczyńcy.
    Czekam na więcej :)

    Na http://into-dust-n.blogspot.com/ pojawił się osiemnasty rozdział. Serdecznie zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na maybe-it-through-your-heart.blogspot.com pojawił się nowy rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń