niedziela, 10 marca 2013

Dziś.

     Moje osiemnaste urodziny zakończyły się porażką, czyli jak każdy dzień od dwóch lat. Odkąd zamieszkałam na Brooklynie, moje życie przewróciło się do góry nogami. "Przyjaciele" z Manhattanu, nie odpowiadają mi cześć na ulicy, ba, oni nawet nie uraczą mnie swoim cennym spojrzeniem. Mieszkanie po drugiej stronie mostu to dno drabiny społecznej. A pomyśleć, że kiedyś byłam na jej szczycie. Każde przyjęcie, na którym mnie nie było, ogłaszano mianem beznadziejnego. Teraz moją rolę pełni Tracy Goodwill. Ale dość o przeszłości, powróćmy do teraźniejszości.
     Dzisiaj skończyłam osiemnaście lat. Czekałam na ten dzień z utęsknieniem. Łudziłam się, że dzisiaj ojciec nie wróci do domu pijany, a matka nie zrobi awantury na całą ulicę. Aż strach pomyśleć jakim człowiekiem będę w przyszłości, patrząc na nich. Michael Brown - mój ojciec. Kiedyś dyrektor największej firmy transportowej w całej Ameryce Północnej. Teraz okaz życiowej porażki, mieszkaniec Brooklynu, pijak.
     Mieszkam tutaj od dwóch lat. Codziennie dojeżdżam do szkoły autobusem. Jakby było mi mało w życiu upokorzenia, to nadal chodzę do szkoły na Manhattanie. Jedyna mądra decyzja moich rodziców, to opłacenie szkoły, na cały cykl nauczania. Jednak wyśmiewanie, poniżanie i szydzenie z ludzi już nie jest moim hobby. Teraz to ze mnie szydzą. Jednak dość o szkole.
     Atmosfera w domu jest nie do wytrzymania. Najebany ojciec awanturuje się, szarpie i bije matkę, a ona mu na to pozwala. Patrząc przez szparę w drzwiach jak wymierza jej kolejny siarczysty policzek, wybiegłam z domu, zabierając ze sobą uprzednio portfel. Kierunek numer jeden to jakiś spożywczak. Moi starzy znajomi zdziwiliby się strasznie, gdyby zobaczyli grzeczną Charlotte z papierosem w ręku. Jednak to właśnie się dzieje. Zaczęłam palić, gdy ojciec zaczął pić, a matka romansować z klientami w pubie, w którym pracuje. Moja kiedyś tak idealna, jak wycięta z kolorowego czasopisma rodzina, jest w tym momencie porównywalna z patologicznymi rodzinami z brazylijskich faweli. Kupiłam czerwone Marlboro i wyszłam ze sklepu. Ostatnio moim miejscem do przemyśleń okazał się most. Most, który podzielił nie tylko Nowy Jork, ale też podzielił mnie. Wiedziałam, że nawet jeżeli kiedyś będę bogata, nie będę już tą samą osobą, którą byłam w wieku szesnastu lat. Nie tylko ze względu na różnicę wieku, ale na różnicę poglądów. Osoba biedna nawet z pełnym kontem w banku, nie będzie bogata.
     Moje rozmyślania przerwało uderzenie nieznajomej osoby, z którą nieumyślnie zderzyłam się wychodząc zza rogu.
- Przepraszam. - powiedziałyśmy równocześnie. A więc to dziewczyna.
- Co tutaj robisz o takiej godzinie? To głupota przychodzić tu samemu. - lustrowała mnie wzrokiem od góry do dołu.
Muszę przyznać, że była bardzo ładna i szczupła. Naprawdę, bardzo szczupła. Brązowe lub czarne włosy, ciężko dostrzec ich prawidłowy kolor w słabym świetle ulicznej latarni.
- Mogłabym zadać ci to samo pytanie.
- Nie pytam o to z troski, lecz z ciekawości.
Milczałam. Ostatnimi czasy nie byłam przyzwyczajona do kontaktów z ludźmi, więc nie wiedziałam co mogłabym jej odpowiedzieć, aby jej nie urazić, choć jej widocznie na tym nie zależało.
- Idziesz zapalić? - sprytnie zmieniłam temat.
Dziewczyna pokiwała głową i ruszyła w znanym mi już kierunku. Znała tę okolicę. Widocznie jest stąd, lub często tu bywa.
- Skąd jesteś? - postanowiłam zrobić ku niej pierwszy krok, podając jej papierosa.
- Stąd. Jednak Ciebie nigdy tu nie widziałam. Jak się nazywasz?
- Charlotte. Mieszkam na Brooklynie od dwóch lat.
- Dziwne. Znam tu każdego, jednak Ciebie pierwsze słyszę o jakiejś Charlotte z Brooklynu.
- A ty? Jak masz na imię?
- Sam. Jestem z Bedford.
- Clinton Avenue.
- O widzisz, niedaleko.
Ponad połowa szluga została spalona w milczeniu. Jednak nie była to jakaś uciążliwa cisza. Było to przyjemne uczucie, którego już dawno nie odczuwałam. Dziwny byłby fakt, gdybym odczuwała, skoro z nikim nie rozmawiam, nie mam przyjaciół. Aż nagle pojawia się ona. Sam. To chyba skrót od Samantha. Czy umiem jeszcze się z kimś przyjaźnić? Mam dosyć milczenia i samotności.
- Pójdziesz gdzieś ze mną? - zapytała nagle, jednocześnie przygaszając niedopałek butem.
Pokiwałam głową, nadal bojąc się odezwać. Co się ze mną stało? Gdzie się podziała ta pewna siebie dziewczyna, krocząca przez świat z wysoko podniesioną głową?
      Przed oczami pojawił mi się ponuro wyglądający zakamarek. Od mamy słyszałam, że ta okolica przypomina Bronx i żebym tu nie przychodziła. W kącie na obdrapanej kanapie siedziało kilku chłopaków. Sam spojrzała na mnie i powiedziała :
- Witamy na Brooklynie, Charlie!

Słysząc jakieś niewyraźne dźwięki, przebudziłam się. Leżałam na łóżku, w jakimś nieznajomym mieszkaniu, obok mnie leżała poznana wczoraj dziewczyna.
- Dzień dobry śpiąca królewno. - powiedział do mnie jakiś chłopak, siadając obok mnie z piwem w ręku.
Momentalnie, niemiłosiernie zachciało mi się pić, więc napiłam się browara.
- Nie wiedziałem, że Sami ma takie ładne koleżanki. - położył swoją dłoń, na moim biodrze.
- Nate! Zabieraj od niej te łapska! - Samantha wydarła się na pół Brooklynu, dokładnie jak moja matka, gdy widzi w jakim stanie wraca do domu jej mąż.
- Dobra już, dobra, chciałem się tylko zabawić.
- Idź się baw gdzieś indziej. - popatrzyła na mnie. - Jak Ty wyglądasz dziewczyno. Idziemy doprowadzić Cię do porządku. - wstała i pociągnęła mnie za rękę. Idąc przez ciemny korytarz, mijając kilka pokoi, w którym spało paru chłopaków i jedna dziewczyna, doszłyśmy do łazienki. Ku mojemu zdziwieniu była bardzo zadbana i czysta.
- Kim ty jesteś? - zapytałam z wyrzutem.
- Zluzuj. Wczoraj byłaś o wiele milsza.
- Właśnie.. Co się ze mną działo całą noc? Moi rodzice na pewno się o mnie zamartwiają. Jak mogłam zasnąć? Przecież wypiłam tylko jedno piwo i zapaliłam papierosa.
- Naprawdę jesteś taka naiwna? W piwie była kokaina, słonko , a papieros to papieros, tylko zamiast tytoniu marichuana.
- Jak to możliwe? Ja nigdy nie brałam narkotyków!
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz.



Witam wszystkich serdecznie. Z racji tego, że dopiero zaczynam przygodę z blogowaniem, chciałabym liczyć na wasze wsparcie. W tekście mogą znajdować się błędy, nie tylko ortograficzne, ale i stylistyczne. Jeżeli coś zauważycie, poinformujcie mnie o tym.
W komentarzach możecie zostawić adresy swoich blogów, wejdę i przeczytam na pewno, gdyż uwielbiam ten blogowy, wyimaginowany świat, który jest idealny dla każdego, choć za każdym razem inny.
Pozdrawiam!

1 komentarz:

  1. Are you paying more than $5 / pack of cigarettes? I'm buying high quality cigs at Duty Free Depot and I'm saving over 50% on cigarettes.

    OdpowiedzUsuń